Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Prolog



Dominika – wysoka, jak się później okazało niezbyt. Cały czas uśmiechnięta, ma czarujący dołeczek w prawym policzku. Szczupła, ale nie chuda. Po Euro 2012 zwariowała na punkcie piłki nożnej, po Mistrzostwach Świata w 2014 na punkcie siatkówki. Często bywa na meczach reprezentacji obu dyscyplin. Z klubów upodobała sobie Legię Warszawa i Skrę Bełchatów. Bardzo odważna, ambitna, z planami na przyszłość. Już dwa lata studiuje stomatologię.
Andrzej – środkowy Skry Bełchatów i Reprezentacji Polski. Wówczas przeżywał rozczarowanie i smutek z powodu braku powołania do kadry na mecze w Pucharze Świata w Japonii. Od ponad 15 lat trenuje siatkówkę – pasję, która stała się opłacalną pracą. Przez schemat klub => reprezentacja => klub zatracił sens życia. Teraz ma więcej czasu na przemyślenia...
Gdzie, na pozór, podobni ludzie mogliby się poznać? Odpowiedź jest tylko jedna – mecz na stadionie przy Łazienkowskiej 3. Do przerwy Legia prowadzi z Wisłą Kraków 1:0, aby ostatecznie zadowolić się remisem. Ale to nie wynik jest najważniejszy. W przerwie Andrzej udziela trudnego wywiadu dotyczącego fascynacji klubu ze stolicy oraz nieobecności na zgrupowaniu w Spale. Widać, że jest sfrustrowany, próbuje sobie wszystko ułożyć w głowie, ale najwidoczniej minęło zbyt mało czasu. Dziennikarz nie pomaga – wręcz oczekuje, aż środkowy w końcu wybuchnie krzykiem i zdemoluje kamerę. On jednak tego nie robi – opanowania i równowagi nauczył się na hali. Dominika uwielbia takich ludzi. Z rogu holu przyglądała się siatkarzowi, w końcu jest znana przecież z tego, że utrudnia sobie życie, ale tylko po to, aby wycisnąć z niego jak najwięcej. Podczas przerwy wyszła na korytarz, by telefonicznie potwierdzić spotkanie z kapitanem Legii – Kubą Rzeźniczakiem i jego dziewczyną. Tylko ona mogła to zrobić – kto z logicznie myślących zawraca kapitanowi głowę podczas przerwy takimi błahostkami? Dominika znała Kubę na tyle, że wiedziała na co może sobie pozwolić, a jakich tematów unikać. Prywatnie nigdy nie rozmawiali o piłce nożnej, mimo że oboje zasługiwali na miano eksperta. Znali się od dziecka, Miśka dzięki Kubie nauczyła się „rozgryzać” trudne charaktery... Gdy Andrzej skończył rozmawiać z ekipą telewizyjną, zmierzał w kierunku swojego miejsca na trybunach. Ona, jakby nie obserwowała faceta od pół godziny, zwyczajnie poprosiła o autograf i wspólne selfie. Nie był zachwycony, ale ostatecznie się zgodził. Wymieniła z nim kilka zdań – widziała jednak, że chłopak chce obejrzeć mecz w spokoju, dlatego nie naciskała dłużej. Do końca dnia myślała tylko o siatkarzu. Po kolacji, która minęła w sympatycznej atmosferze wróciła do pustego mieszkania, które wynajmowała od początku studiów. Opuściła rodziców, dwóch starszych braci, ukochany Gdańsk i ruszyła na podbój stolicy. Następnego poranka zadzwoniła do swoje przyjaciółki z roku.
  • Halo.
  • Hej Tusia.
  • Cześć... A co Ty taka radosna o 8.30? A tak w ogóle to mnie obudziłaś...
  • Przepraszam, ale powinnaś być wdzięczna, bo miałam ochotę zadzwonić wczoraj po 23...
  • Ocho... Coś się stało! No mów w końcu!
  • Haha! Masz rację... A więc wczoraj byłam na meczu Legii. W przerwie poszłam zadzwonić do Kuby i wtedy spotkałam go...
  • A co Kuba robił tam w przerwie?
  • Jaki Kuba? Przestań... spotkałam Andrzeja Wronę!
  • Dokładnie jak ten siatkarz.
  • Bo to jest ten siatkarz... Udzielał wywiadu. Wiesz on na żywo jest jakiś taki inny... Potem poprosiłam go o autograf i zdjęcie. Zgodził się, ale przez przekonania, bez uśmiechu...
  • A czego się spodziewałaś? Facet trenuje bardzo ciężko, a tuż przed Pucharem Świata nie dostaje powołania od trenera, z którym grał w jednym klubie... Myślałaś, że będzie radosny? Jak coś było na rzeczy to jeszcze się spotkacie...
Tak właśnie narodziło się coś wielkiego...